Chcemy pomóc a szkodzimy. O motywowaniu nastolatka do nauki.

Błąd: Brak formularza kontaktowego.

Schedule a Visit

Nulla vehicula fermentum nulla, a lobortis nisl vestibulum vel. Phasellus eget velit at.

Call us:
1-800-123-4567

Send an email:
monica.wayne@example.com

Chcemy pomóc a szkodzimy. O motywowaniu nastolatka do nauki.

30 października 2019 r.

Wielu nauczycieli i rodziców zadaje sobie w najlepszej wierze pytanie: „co mam zrobić, żeby nastolatek więcej czasu spędzał przed książkami, osiągał lepsze wyniki z klasówek i testów i dostał się do jak najlepszej szkoły lub na studia?”. Można się zastanawiać, czemu o wiele rzadziej wybrzmiewa pytanie: „co mam zrobić, żeby nastolatek zdobył wiedzę potrzebną do życia i pracy, rozwinął swoje zainteresowania i świadomie wybrał swoją drogę życiową?”. Bo to są dwa zupełnie różne pytania. Ale zostańmy przy tym pierwszym.

Odpowiedź z jaką najczęściej się spotykam (i którą doskonale pamiętam z własnych doświadczeń z polską edukacją) brzmi: „musimy uświadomić dziecku jak ważne są dobre wyniki i jak kluczową sprawą w jego życiu jest dostanie się do najlepszej możliwej szkoły. Zrobimy to tak: najpierw nastraszymy dziecko negatywnymi konsekwencjami jego ewentualnej porażki, później wytłumaczymy, jak bardzo trudno będzie mu osiągnąć sukces, a na końcu spróbujemy nakreślić przed jego oczami wizję szczęśliwości związanej z sukcesem. Jeśli dziecko dostatecznie przejmie się powagą sytuacji, porzuci swoje lenistwo i zacznie się więcej uczyć – osiągniemy nasz cel.” Jest to rzeczywiście droga do celu, ale niestety „po trupach do celu”, bo konsekwencje takiego podejścia, choć stosowanego, jeszcze raz podkreślę, w najlepszej wierze i z autentycznej troski o dziecko, bywają tragiczne.

Żeby pokazać czemu przedstawione wyżej, zdawałoby się, zupełnie logiczne rozumowanie, nie działa tak, jak powinno, będę potrzebował przypomnieć starą, ale nadal aktualną teorię psychologiczną: prawo Yerkesa-Dodsona. Składa się ono z dwóch twierdzeń i brzmi następująco (cytuję za Wikipedią): „w miarę jak rośnie pobudzenie fizjologiczne, coraz łatwiej jest wykonywać daną czynność, ale tylko do pewnego poziomu. Później następuje już tylko spadek efektywności, prowadzący w skrajnej sytuacji do całkowitej dezintegracji zachowania.” oraz druga część twierdzenia: „Dla zadań trudnych optymalny poziom pobudzenia jest niższy, niż dla zadań łatwych.” Zdania te przedstawia następujący wykres:

Czyli w prostych słowach: jeśli mamy wykonać jakiekolwiek zadanie, potrzebujemy odpowiedniego poziomu pobudzenia. Jeśli przejmujemy się czymś za mało, zwyczajnie nie chce się nam tego zrobić, działamy wolno, niedbale. Ale jeśli przejmujemy się czymś za bardzo, stres zaczyna nas zżerać, popełniamy błędy i tracimy efektywność. Każdy z nas zna sytuacje, w których robił coś wiele razy i mu to świetnie wychodziło, a nagle nie udawało się wtedy, kiedy wszyscy patrzyli lub od wykonania bardzo dużo zależało. Każdy zna również sytuacje, w których odkładał na później załatwienie bardzo ważnych spraw, bo zbyt bardzo się stresował, żeby się za nie w ogóle zabrać.

Niestety zdecydowana większość nastolatków jest daleko za punktem optymalnego pobudzenia. A działania, o których wspominałem, tylko to pobudzenie powiększają i szkodzą ich efektywności (i nie tylko efektywności, ale o tym później). Skąd jednak wynika powszechnie popełniany błąd, polegający na tym, że dorośli uważają, że dziecko stresuje się za mało, kiedy ono już stresuje się o wiele za bardzo?

Każdy z nas czuje, kiedy jego poziom stresu jest zbyt duży. Kiedy komunikaty z zewnątrz powiększają ten stres, poza poziom możliwy do zniesienia, możemy zrobić tylko jedno, żeby nie zwariować: zacząć te komunikaty bagatelizować, odcinać się od nich i spróbować samemu się uspokoić, mówiąc sobie, że wcale nie jest tak źle. A więc nastolatek, który na okrągło słyszy, jak ważna jest nauka i dostanie się do liceum, zaczyna mówić, że „wcale nie, można żyć bez szkoły” albo „daj spokój mamo, wcale nie muszę się tyle uczyć, pouczę się później” albo po prostu zatapia się w wirtualnej rzeczywistości komputera lub smartfona, żeby już nic nie słyszeć i o niczym nie myśleć. Brzmi to i wygląda, jakby lekceważył temat i lenił się, a on po prostu stara się nie oszaleć. Potrzebuje przeciwwagi, żeby nie dojść do stanu „całkowitej dezintegracji zachowania”. Czasami jednak, mimo usilnych prób zachowania zdrowia, nastolatek ponosi porażkę. Napór oczekiwań i presja ze strony otoczenia jest tak duża, że nie potrafi już jej lekceważyć. Wtedy mogą stać się różne rzeczy, wariantów jest kilka, żaden z nich nie kończy się happy endem.

Niektóre dzieci wyrzekają się swoich podstawowych zadań rozwojowych w tym okresie: czyli odnalezienia się w grupie rówieśniczej, szukania swojej tożsamości, poznawania świata, rozwijania myślenia o ideałach i wartościach, poznawania swojej seksualności i emocjonalności. Przestają się spotykać z ludźmi, przestają oglądać ciekawe filmy i zajmować się swoimi pasjami. Tylko i wyłącznie się uczą. To nic, że z tej wiedzy nic nie zostanie, bo jest doskonale dowiedzione, że wiedza, którą nabywa się w silnym stresie i w dużych dawkach, nie przyswaja się w pamięci długotrwałej. To czego dziecko nauczy się na dzień przed klasówką za tydzień zapomni. Zapamiętuje się tylko ucząc się w małych ilościach, regularnie, z zainteresowaniem i na spokojnie. Te dzieciaki mają często świetne wyniki, ale okupione (w najlepszym wypadku), pozostającym na całe życie wstrętem do nauki i przekonaniem, że nic się ze szkoły nie wyniosło. I szeregiem deficytów emocjonalnych i społecznych, trudnych do nadrobienia w późniejszym okresie.

Inne dzieci zaczynają chorować. Dostają bóli brzucha, bóli głowy i szeregu innych dolegliwości somatycznych. Inne z powodu przewlekłego stresu i niemożliwości wyrażenia swojego sprzeciwu i gniewu zaczynają generować objawy depresji: obniżony nastrój, brak energii do życia (znowu postrzegany przez dorosłych jako lenistwo), problemy z bezsennością lub nadmierną sennością, uzależnienie od elektroniki, która daje szybkie i łatwe ukojenie. A na końcu pojawiają się tendencje autodestrukcyjne: samookaleczenia, a nawet myśli lub próby samobójcze. Różne są oblicza „całkowitej dezintegracji zachowania”, które oglądam w mojej pracy z nastolatkami.

Jak rodzice i nauczyciele naprawdę mogą pomóc nastolatkom? Mogą być dla nich źródłem wsparcia i ukojenia lęku, a nie go powiększać. Żeby móc spokojnie rozmawiać i dawać oparcie, dorośli potrzebują najpierw sami zmierzyć się ze swoim lękiem o przyszłość dziecka i zapytać siebie, co naprawdę jest dla nich w życiu ważne i co daje im spełnienie i szczęście. Z pewnością nie tylko kariera zawodowa lub naukowa. Mogą pokazywać, że świat nie kończy się na szkole i na ocenach. Mogą pokazywać, że każdą porażkę można naprawić i życie się nie zawali. Tłumaczyć dzieciom, że mają czas na wybór swojej drogi, że mogą się mylić i zmieniać zdanie, że mogą powtórzyć maturę lub nie pisać jej wcale, jeśli nie będzie to ich autentycznym wyborem.

To może nie być intuicyjne, ale jeśli nauczyciele i rodzice przestaną wywierać presję zewnętrzną, stworzą przestrzeń, w której będzie mogła dojść do głosu presja i motywacja wewnętrzna nastolatka. Bo każdy względnie zdrowy nastolatek chce coś osiągnąć w życiu, sam z siebie chce mieć dobre wyniki, chce dobrze zdać maturę i w ogóle chce dla siebie dobrze, naprawdę nie trzeba im tego tłumaczyć. Problemem będzie jeśli będzie chciał za bardzo, bo wtedy będzie to wyglądało, jakby przestał chcieć wcale. Dzieci wiedzą, że przed nimi jest trudne wyzwanie. A jak mówi przywołane prawo Yerksa-Dodsona – im trudniejsze wyzwanie, tym mniejsze jest potrzebne pobudzenie. Nie należy stresować sapera, on potrzebuje spokoju.

Dlatego, drodzy Nauczyciele, Rodzice i Uczniowie, jeśli odnajdujecie się w tym opisie, nie inwestujcie w kolejne korepetycje, ale w czas na odpoczynek, na spotkanie ze znajomymi, na bycie razem. A jeśli sytuacja jest trudna i wymyka się spod kontroli, zainwestujcie w pomoc psychologiczną. Na przykład zgłaszając się do grupy arteterapeutycznej, którą będę prowadził w ośrodku. Jest ona świetnym miejscem do upuszczania nadmiernego stresu i emocji poprzez sztukę i w kontakcie z rówieśnikami.

Adam Lis

Categories: Warto przeczytać

Plaster Miodu

Plaster Miodu

Ośrodek psychoterapii i wsparcia dla rodzin. Dbamy o to, aby osoby korzystające z oferty Plastra Miodu, odczuły, że towarzyszymy im w drodze do zmiany, dodajemy odwagi, czasem pomagamy spojrzeć z innej perspektywy i odnaleźć zasoby, o których istnieniu już zapomniały.