Samotność
Czy samotność jest chorobą?
Samotność w tej chwili uznawana jest za jedną z chorób cywilizacyjnych XXI wieku. Liczne badania wskazują, że poza skutkami psychicznymi, może ona przyczyniać się do wielu dolegliwości somatycznych np.: zwiększa ryzyko udaru, chorób serca, otyłości, cukrzycy a nawet nowotworów. Noreena Hertz w swojej książce „Stulecie samotnych” podaje zatrważające statystki z większości krajów, w których poczucie osamotnienia dotyka nawet połowy niektórych społeczeństw.
W Wielkiej Brytanii czy Japonii zostały powołane ministerstwa ds. samotności. Także w Polsce, na razie jako inicjatywa oddolna, powstało w Katowicach „Ministerstwo Samotności” utworzone przez fundację „Wolne Miejsca”. Ze wszystkich stron płyną informacje o globalnym problemie. Nie pojawił się on znikąd i z dnia na dzień. Zaczął się znacznie wcześniej niż pandemia Covid-19, a nawet wcześniej niż era cyfryzacji.
Podwaliny do dzisiejszego kryzysu sięgają lat 60-tych ubiegłego wieku, kiedy to zaczęto kłaść ogromny nacisk na samorozwój, samostanowienie, wolny wybór, ogromną konkurencję i przedkładanie interesu jednostki nad dobro społeczności. Przełożyło się to na gospodarki, powiększyło przepaść ekonomiczną w obrębie społeczeństw, dało władzę wielkim biznesom. Jak pisze Noreena Hertz „Począwszy od lat 60. XX wieku kolektywistyczne słowa, takie jak przynależność, obowiązek, udział i razem coraz częściej zastępowano słowami indywidualistycznymi jak: osiągnięcie, własny, osobisty i szczególny. Nawet teksty piosenek powoli zmieniały swój charakter. Zaimki „my i nas” ustąpiły miejsca „ja i mnie”. W 1977 roku Freddie Mercury śpiewał „We are the champions” (jesteśmy championami/obrońcami) a 2013 roku Kanye West „I am a God” (jestem bogiem)”.
Zaczęliśmy postrzegać się nawzajem jako rywali. Na to wszystko nałożył się bardzo szybki rozwój technologiczny. Wydawałoby się – milowy krok ludzkości. Jednak, gdy prawdziwe kontakty, bliskość, autentyczność zostają zastąpione tymi w świecie wirtualnym, stajemy się obserwatorami, będącymi na uboczu, a nie członkami wspólnoty. Pandemia koronawirusa dokończyła dzieła. Wiele sfer na stałe przeniosło się do świata wirtualnego: zakupy, praca, rozrywka, kontakty z ludźmi.
Po co potrzebna jest człowiekowi grupa?
Ciekawy wydaje się fakt, że już w XIX wieku, Darwin zauważył, że dla przetrwania potrzebna jest człowiekowi grupa. Wg niego to właśnie cechy społeczne i moralne odgrywały kluczową rolę w ewolucji i zapewniły człowiekowi przetrwanie gatunku. Zadziwiające? Być może. Wielu współczesnych darwinistów próbuje skierować naukę na stworzenie jednostek z „wyższej rysy ludzkiej” a zniwelowanie jednostek słabszych, mniej zaradnych itd. Cóż za ironia. Darwin zauważył, że jednostki, które wykazują altruistyczne zachowania, mogą zwiększyć szanse na przetrwanie i reprodukcję swoich bliskich.
A jednak altruizm.
W grupach społecznych, gdzie jednostki pomagają sobie nawzajem, cała grupa może lepiej przetrwać. Choć altruizm może wydawać się sprzeczny z ideą „przetrwania najlepiej przystosowanych”, Darwin argumentował, że grupy z większą ilością altruistów mogą mieć przewagę nad mniej spójnymi grupami. Współczesne obserwacje prowadzą do podobnych wniosków. A jednak sposób ratowania sytuacji wydaje się tylko pogłębiać problem. Tworzone są substytuty dla przynależności i prawdziwych kontaktów: imprezy integracyjne zamiast tworzenia zespołu, społeczności online zamiast spotkań w świecie rzeczywistym, speeddating zamiast zaproszenia na kawę osoby, która zwróciła moją uwagę.
Przynależność do tradycyjnych organizacji i wspólnot przestaje być dla nas sposobem odnajdywania poczucia własnej tożsamości. Starsze pokolenia określały ją poprzez swoją rodzinę, kościół, sąsiedztwo, pracę, przynależność do jakiejś partii, organizacji społecznej, związku zawodowego albo klubu. Minione 25 lat to na Zachodzie okres upadku organizacji społecznych i wolontariatu, pustoszenia kościołów, wydłużania się czasu pracy i dojazdów, powiększania rzeszy samotnych rodziców i singli.
„Pozbawieni wzajemnej pomocy i ochrony, jesteśmy bardziej skłonni do koncentrowania się na własnych interesach i dobrobycie, przez co stajemy się bardziej skoncentrowani na sobie” – zaznaczał John Cacioppo, komentując wyniki badań z 2017 r., w których wraz z Margaret Blake dowiódł istnienia tzw. pozytywnej pętli sprzężenia zwrotnego między samotnością a egocentryzmem. W uproszczeniu, jej działanie polega na tym, że odczuwając samotność, bardziej skupiasz się na sobie, co z kolei twoją samotność pogłębia.
Coraz więcej ludzi korzysta z psychoterapii. Moje doświadczenie, jako osoby pracującej w gabinecie psychoterapeutycznym pokazuje mi jak wiele osób mierzy się z samotnością, brakiem umiejętności tworzenia głębokich relacji. Niemało moich klientów przychodzi do gabinetu, bo odczuwa naturalną i niezwykle silną potrzebę rozmowy, bycia wysłuchanym, zobaczonym, przyjętym. Nie mają jednak w swoim życiu osób, które mogłyby/chciały/umiały zaspokoić tę potrzebę. To bardzo poruszające. Wielu klientów nie szuka „leczenia” czy możliwości pracy nad jakimś aspektem swojego funkcjonowania. Szuka głębokiej, satysfakcjonującej, bliskiej relacji. To te refleksje zaprowadziły mnie do miejsca w mojej drodze zawodowej, w którym obecnie jestem. Wydaje się, że w tej erze samotności ludzie potrzebują odnaleźć, przywrócić w sobie umiejętność budowania głębokich relacji. Potrzebują znów przejrzeć się w oczach innych, przechodzić kryzysy, nauczyć się dawać pomoc i z niej czerpać. Potrzebują czuć, że przynależą, dzielić z kimś nadzieję, być dla kogoś wsparciem i inspiracją i inspirację od kogoś czerpać. To, co może pomóc w osiąganiu i doświadczaniu tego wszystkiego to grupa terapeutyczna.
O tym, jak działają grupy terapeutyczne, piszemy regularnie na naszym profilu FB; zapraszamy też do wysłuchania podcastu.
Categories: Warto przeczytać