„Szukam psychoterapeuty chrześcijańskiego…”
Zdarza się w naszym ośrodku, że trakcie zapisywania się na terapię albo w trakcie wstępnych konsultacji pada ze strony osoby szukającej pomocy pytanie: czy pracują u nas psychoterapeuci chrześcijańscy? Czy terapeuta jest osobą wierzącą? To ważne pytania, wzbudzające sporo emocji zarówno u pacjentów, jak i u terapeutów, więc warto na chwilę zatrzymać się nad tym zjawiskiem i objąć je namysłem.
Przy okazji przyjrzę się w tym tekście szerszemu zagadnieniu – jakie znaczenie ma dla przebiegu psychoterapii to, czy terapeuta i pacjent są różni, czy podobni do siebie, pod względem światopoglądu, osobowości i doświadczenia życiowego.
Trudny pierwszy krok
Pierwsza wizyta u psychoterapeuty jest dla większości osób wyzwaniem i wymaga sporej odwagi – mamy mówić o bardzo intymnych sprawach komuś, o kim prawie nic nie wiemy. W dodatku zazwyczaj dzieje się to w chwili, kiedy jesteśmy w wyjątkowo kiepskiej formie psychicznej (najczęściej wtedy właśnie szuka się pomocy), a w takim stanie ma się dużo mniej luzu i dystansu do siebie niż zazwyczaj a dużo więcej wrażliwości i niepokoju.
Często jest to moment, w którym inne środki zawiodły i sięga się po pomoc, żeby ratować siebie albo najbliższą sercu osobę – na przykład dziecko. Zupełnie naturalne jest to, że obawiamy się w takim momencie krytyki i oceny. Nie mówiąc o tym, że samo spotkanie się oko w oko ze swoimi własnymi uczuciami, lękami i problemami, o których nieraz wolelibyśmy zapomnieć, jest już dostatecznie trudne. W takiej sytuacji chcielibyśmy czuć się przy drugiej osobie jak najbardziej bezpiecznie.
Osoby religijne w takich okolicznościach doświadczają często jeszcze dodatkowego niepokoju, związanego z myślami o tym, czy psychoterapeuta nie będzie nastawiony krytycznie wobec ich wiary i światopoglądu. Czy forma pomocy, którą im zaproponuje nie będzie stała w sprzeczności z wyznawanymi przez nie poglądami? Częstą obawą jest to, czy terapeuta nie będzie doradzał rozwodu osobie, która jest w związku małżeńskim, czy nie będzie uznawał za patologiczne podejmowanych praktyk religijnych albo czy nie będzie podważał przekonań pacjenta dotyczących moralności, szczególnie w sferze seksualnej.
Niepokoje te są uzasadnione, biorąc pod uwagę to, że dwa wspomniane wyżej obszary życia – religijność i seksualność można zaliczyć do najbardziej intymnych, wrażliwych i podatnych na zranienie. Wszyscy chronimy te sfery życia przed osądem i krytyką ze szczególną ostrożnością – jako czegoś najcenniejszego w nas.
Z tego powodu niektórzy psychoterapeuci na swoich profilach określają się jako „LGBT+ friendly”, żeby osoby należące do mniejszości seksualnych, które o wiele zbyt często spotykały się w swoim życiu z brakiem tolerancji dla ich orientacji seksualnej czuły się bardziej bezpiecznie, wchodząc do ich gabinetu. Podobnie niektórzy psychoterapeuci określają się mianem „chrześcijańskich”, ponieważ osoby wierzące również bardzo często spotykają się z brakiem tolerancji, tylko że z przyczyn religijnych.
Teoria i praktyka
Teoretycznie tego typu określenia nie powinny być potrzebne, bo każdy psychoterapeuta jest zobowiązany i przeszkolony do przestrzegania etyki zawodowej i zasad profesjonalnych. Te zaś ze szczególnym naciskiem podkreślają, że terapeuta ma traktować z szacunkiem, uważnością i zaciekawieniem każdą osobę, która przychodzi po pomoc, niezależnie od jej sposobu życia lub światopoglądu i zostawiając poza gabinetem swoją osobistą ocenę, starać się objąć każdego pacjenta empatią i akceptacją.
Takie jest nasze psychoterapeutyczne credo i ideał. Jako dorośli ludzie wszyscy zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że ideały są tym, do czego się dąży a nie tym, co się w stu procentach realizuje. Zdecydowana większość psychoterapeutów, których znam naprawdę się stara, no a wychodzi, jak to w życiu – różnie.
Psychoterapeuci są takimi samymi ludźmi, jak wszyscy inni. Mają takie same emocjonalne problemy jak reszta społeczeństwa (nierzadko większe, ale to temat na osobny tekst), mają swoje światopoglądy religijne i polityczne, swoje obszary ignorancji, funkcjonują w swoich bańkach informacyjnych i mają w związku z tym swoje uprzedzenia i sympatie – jak my wszyscy.
To niby banał, ale warto o tym czasami przypominać, bo zarówno sami psychoterapeuci, jak i ich pacjenci niekiedy o tym zapominają i zaczynają wierzyć w iluzję istnienia jakiegoś szczególnego gatunku ludzi, których wspomniane wyżej sprawy nie dotyczą. Warto dodać, że podobnymi iluzjami bywają obejmowane też inne grupy zawodowe: naukowcy, celebryci, księża, lekarze i inni. Ale tak – to wszystko są tacy sami ludzie jak my, wykonujący tylko inne zawody.
Psychoterapia jest na najbardziej podstawowym poziomie po prostu spotkaniem dwojga ludzi. Zawsze kiedy spotykają się dwie osoby, to mają ze sobą coś wspólnego i się od siebie w jakichś obszarach różnią. Pozostaje więc otwarty temat, co zrobić w trakcie terapii z różnicami i podobieństwami pomiędzy pacjentem i terapeutą? Z jednego i drugiego można zrobić dobry i zły użytek.
Podobieństwa
Podobieństwa są atrakcyjne i zazwyczaj lubimy je bardziej niż różnice. Kiedy zauważamy podobieństwo łatwiej jest nam komuś zaufać i poczuć się przy nim bezpiecznie. Jest to bardzo pierwotne, ewolucyjne przystosowanie – od wieków nasze przetrwanie zależało od odróżniania członków swojego plemienia od członków cudzego plemienia. Ludzie, którym źle to wychodziło, nie przekazywali dalej genów, ponieważ mylili tych, którzy są gotowi przyjść im z pomocą, z tymi, którzy są gotowi ich zabić i okraść.
Na podobieństwo i różnice reagujemy więc bardzo pierwotnymi (choć często nieuświadamianymi) afektami – sympatią bądź lękiem i złością. Chociaż lubimy uważać siebie za bardzo cywilizowanych i tolerancyjnych, żyjemy nadal w mentalności plemiennej i każdy kto mieszka w Polsce i ogląda czasami telewizję lub media społecznościowe nie powinien mieć co do tego wątpliwości. A tak się składa, że przynależność do plemienia określa w naszym społeczeństwie w dużej mierze stosunek do spraw związanych z religijnością i seksualnością.
Oprócz bazowego poczucia bezpieczeństwa podobieństwo, szczególnie w zakresie podobnych doświadczeń, daje szansę głębszego empatyzowania z rozmówcą. Często słyszy się zdania takie jak: „ktoś, kto tego nie przeżył, nigdy tego nie zrozumie”. Zazwyczaj jest to tylko częściowo zgodne z prawdą, bo ludzka empatia i zrozumienie potrafią sięgać naprawdę daleko, kiedy się włoży w nie dostateczny wysiłek, ale faktycznie łatwiej jest nam rozumieć tych, z którymi potrafimy znaleźć wspólne doświadczenia.
Jednak kryje się tu też pewne niebezpieczeństwo. Łatwo jest zatrzymać się na pozornych podobieństwach i przestać wkładać wspomniany wyżej wysiłek w autentyczne zaciekawienie i eksplorowanie czyichś doświadczeń. Czy to, że obie osoby mają dzieci, oznacza, że mają podobne przekonanie o tym, czym jest rodzicielstwo? Czy to, że obie osoby określają siebie jako wierzące, znaczy, że mają podobne doświadczenia religijne? Często takie pozorne podobieństwo potrafi doprowadzić do dużych nieporozumień, bo te same słowa mogą oznaczać zupełnie inne rzeczy w ustach różnych osób.
Różnice
O ile podobieństwo pomaga nam poczuć się bezpiecznie, tak różnica pomaga nam się rozwijać. Gdyby spotkały się ze sobą dwie osoby całkowicie do siebie podobne, dwa klony, byłoby im ze sobą niezmiernie nudno – nie mogłyby niczego się od siebie nauczyć i niczym się nawzajem zaskoczyć. Każdy z nas ma pewien ograniczony kąt widzenia – żeby go poszerzyć, trzeba spotkać się z kimś, kto postrzega sprawy inaczej niż my.
Boimy się różnicy, bo boimy się, że będziemy niezrozumiani, odrzuceni i ocenieni przez to, że jesteśmy inni (i sami mamy tendencję do tego, żeby tak postępować z ludźmi, którzy różnią się od nas). Dlatego częstą reakcją na różnicę jest walka z nią lub próba zaprzeczenia jej. Jednak wysiłek włożony w to, żeby zrozumieć i uszanować punkt widzenia osoby, która patrzy inaczej niż my, zawsze przynosi owoc w postaci rozwoju. Dotyczy to zarówno relacji przyjacielskich, rodzinnych, jak i terapeutycznych.
Wcześniej niż światopogląd
Odnośnie podobieństw i różnic światopoglądowych warto powiedzieć o jeszcze jednej ważnej kwestii. Psychoterapia najczęściej dotyczy spraw dużo bardziej podstawowych i wcześniej ukształtowanych niż światopogląd – to znaczy sposobu nawiązywania relacji z ludźmi oraz zdolności do przeżywania i rozumienia swojego świata wewnętrznego. Te głębokie psychiczne mechanizmy kształtują się na wczesnych etapach rozwoju człowieka, na długo przed tym, zanim pojawia się jakikolwiek światopogląd.
Mówiąc obrazowo – dla trzyletniego dziecka naprawdę nie ma żadnej różnicy, czy bawi się przyjemnie w piaskownicy z tatą, który głosuje na PO czy na PiS albo czy jest surowo karane przez rodzica ateistę czy katolika. Leczenie zaburzeń psychicznych wymaga stworzenia bezpiecznej relacji, w której możliwe jest pogłębianie rozumienia i przeżywania swoich uczuć.
W zdecydowanej większości przypadków różnice bądź podobieństwa światopoglądowe nie odgrywają w tym procesie żadnej roli. Dużo ważniejsze jest to, czy pacjent i terapeuta są w stanie zgrać się na bardziej podstawowym, ogólnoludzkim poziomie bycia w relacji.
Odsłanianie się terapeuty
Najczęściej jednak jako pacjenci w ogóle nie wiemy, czy jesteśmy od terapeuty różni czy do niego podobni, ponieważ większość terapeutów nie ujawnia swojego światopoglądu i nie dzieli się swoimi osobistymi doświadczeniami. Czemu właściwie tak jest? Jest kilka powodów.
W niektórych nurtach pracy (głównie w nurcie psychodynamicznym) duże znaczenie ma to, co pacjent wyobraża sobie na temat swojego terapeuty. Dzięki zrozumieniu tego, można dużo dowiedzieć się na temat założeń, z jakimi pacjent wchodzi w relacje z innymi ludźmi. Żeby korzystać z tej możliwości, pacjent nie powinien wiedzieć zbyt dużo o swoim terapeucie.
Innym powodem jest to, żeby od samego początku kierować uwagę pacjenta do jego życia wewnętrznego i nie rozpraszać jej na inne tematy – w końcu nie płaci się za terapię po to, żeby słuchać o swoim terapeucie, tylko żeby lepiej rozumieć samego siebie.
Jeszcze innym ważnym powodem nie mówienia o sobie przez terapeutów jest to, że większość z nich po prostu swobodniej i bezpieczniej czuje się, kiedy nie odsłania swojej prywatności. A terapeuta, który czuje się komfortowo o wiele lepiej myśli i jest bardziej przydatny od tego, który jest w napięciu.
Oczywiście terapeuci różnią się od siebie pod względem mówienia o sobie – jedni nie robią tego wcale, a inni (najczęściej pracujący w nurcie Gestalt) mówią o sobie całkiem sporo, jeśli uznają, że to się może do czegoś pacjentowi przydać. Ja na przykład jestem skłonny sporadycznie i pod pewnymi warunkami odpowiadać na osobiste pytania pacjentów, szczególnie w trakcie pierwszych konsultacyjnych sesji, kiedy mam wrażenie, że dla danej osoby kluczową sprawą, żeby mi zaufać, jest dowiedzenie się czegoś na mój temat. Jednak, jak wspomniałem, od konkretnych informacji o życiu terapeuty, najczęściej ważniejszy okazuje się jego sposób bycia.
Kontrakt na podstawie wartości pacjenta
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w trakcie konsultacji poprzedzających rozpoczęcie psychoterapii powinny zadziać się przynajmniej dwie ważne sprawy. Po pierwsze pacjent powinien przy pomocy terapeuty ustalić jaki jest cel terapii. Dzieje się to zawsze na podstawie wartości wyznawanych przez pacjenta – motywujące jest tylko to, co dla danej osoby naprawdę ważne. Tylko kiedy ma się silną motywację, można wkładać wysiłek i ponosić koszty pracy terapeutycznej.
Terapeuta nie może narzucać swoich wartości pacjentowi ani nie może mu sugerować konkretnych rozwiązań jego problemów – byłoby to szkodliwe. To pacjent określa to, co chce w swoim życiu zmienić a czego nie. Terapeuta może jedynie uszanować tę decyzję bądź szczerze odmówić pracy nad takim tematem, którego z jakichś powodów nie uważa za możliwy do realizacji, bądź nie czuje się na siłach, żeby go podjąć.
Drugą sprawą jest sprawdzenie, czy pacjent chce pracować z tym konkretnym terapeutą i czy terapeuta chce pracować z tym konkretnym pacjentem. Jak wspomniałem terapeuci również mają swoje uprzedzenia i ograniczenia i powinni uczciwie je uwzględniać. Może się zdarzyć, że terapeuta czuje, że różnica między nimi pacjentem jest zbyt radykalna, żeby udało się uzyskać zrozumienie i zaufanie albo temat wnoszony przez pacjenta jest dla terapeuty zbyt trudny z powodów osobistych. Profesjonalnym zachowaniem będzie wtedy zaproponowanie pracy u innego terapeuty. Także pacjent może uznać, ze styl bycia terapeuty mu nie odpowiada i że nie będzie w stanie podjąć z nim współpracy.
Z moich osobistych doświadczeń bycia pacjentem kilkorga różnych terapeutów oraz bycia terapeutą dla wielu pacjentów mogę powiedzieć, że zdarzało mi się bardzo dobrze rozumieć i nawiązywać owocną współpracę z osobami o całkowicie odmiennych poglądach od moich oraz czuć dużą dozę niezrozumienia i frustracji w relacji z osobami o teoretycznie podobnym do mojego światopoglądzie.
Categories: Warto przeczytać